Przez pierwszy kwadrans na boisku niewiele się działo. Dopiero w 16 minucie pierwszy i zarazem niecelny strzał meczu beniaminków oddał głową Jakub Arak. Taki sam los spotkał próbę nożycami Dawida Ryndaka w minucie 24. Oba zespoły wyraźnie nie forsowały tempa i wynikało to chyba przede wszystkim z chęci poznania środowych możliwości przeciwnika.
Bramka w tej części gry jednak padła. W 34 minucie Adam Orłowicz wyekspediował piłkę głową wprost pod nogi Martina Pribuli. Słowacki pomocnik huknął w krótki róg, lecz Oskar Pogorzelec zdołał obronić, wybił jednak futbolówkę wprost doczyhającego na 5 metrze Araka i ten wpakował ją do siatki. Krótka konsultacja sędziów, co do ewentualnej pozycji spalonej zdobywcy gola nic nie przyniosła i biało-niebiescy wznowili grę od środka. Podopieczni Artura Derbina zaczęli przejmować inicjatywę. Jeszcze przed przerwą z 16 metrów przymierzył Michał Fidziukiewicz i na szczęście chybił.
- Mieliśmy zamęczyć rywala podaniami - cytował po przerwie słowa Derbina klubowy komentator radiowy Zagłębia. Rzeczywiście, przyjezdni grali do tej pory bardzo niewdzięczny, ale co najważniejsze skuteczny dla nich futbol. Pierwszy strzał MKS-u padł w 54 minucie za sprawą Szymona Sobczaka, który uderzał z narożnika szesnastki. Piłka turlała się podskakując, w efekcie jednak minęła prawy słupek bramki strzeżonej przez Wojciecha Fabisiaka.
W 64 minucie było już znacznie bliżej. Sobczak próbował z dystansu, a w momencie, kiedy piłka lądowała przy tym samym słupku, kluczborscy kibice aż unieśli się z miejsc. Następny strzał gospodarzy był już celny. Z wolnego atom na bramkę rywala posłał Łukasz Ganowicz, celował przy tym w środek "świątyni" i Fabisiak oburącz piąstkował.
Od tego momentu nastąpiło prawdziwe oblężenie wiozących wynik "Zagłębiaków". Dwa razy z piłkąmijał się Piotr Giel, z dystansu uderzali Kamil Nitkiewicz i Marcin Nowacki. Wciąż jednak na tablicy świetlnej widniało 0:1. Przewaga w końcówce została nagrodzona. Kiedy rozpoczynał się doliczony czas gry losy zawodów wziął w swoje nogi wprowadzony na drugą połowęSebastian Deja. Nasz rudzielec przymierzył z 18 metrów i wyciągnięty Fabisiak nie pomógł. Piłka zatrzepotała w siatce wyrywając z sosnowieckiego gardła niezwykle cenny punkt.